wtorek, 20 sierpnia 2013

Killa Tay and Laroo Tha Hard Hitta - Fuckin With the Mob is A Privilege CD (2009, Timeless ENT)

Ten projekt był dla mnie kompletnym zaskoczeniem i to całkiem mega pozytywnym, i wcale nie chodzi mi o to że takie duo jak Tay i Roo wydali wspólną płytę. Chodzi o to że gdyby nadal istniało AWOL records pewnie tak w tych czasach wyglądałyby płyty wydawane przez ten label. Mimo iż projekt podpisany jest jako płyta dwóch raperów można raczej śmiało stwierdzć iż jest to VA, gdyż tak na serio obaj panowie razem figurują na tylko sześciu pozycjach z piętnastu. Cały album to nic innego jak cała ekipa dawnego AWOL zebrana znowu razem i nagrywająca stary dobry "mob shit". Jedynie kogo nie ma to Lil Ric, ale o ile się nie mylę ten w tym czasie siedział za kratkami. Prócz gospodarzy mamy oczywiście C-Bo, Marvaless, KJ, Luni Coleone, Pizzo i Missippi oraz kilku innych gości skonektowanych z ekipą.

Cóż, jeśli chodzi o muzykę to nie znajdziecie tutaj Mike'a Mosley, Ric Rocka czy DJ Darryla, aż tak dobrze nie będzie. Jest za to Traxx FDR w miarę początkujący producent, zrobił on tutaj trzynaście kawałków z piętnastu (dwa należą do WCM). Od razu trzeba powiedzieć że to co charakteryzuje "Fuckin With The MOB.." to bardzo nowoczesne brzmienie. Jest ono całkowicie inne niż to co dotychczas można było usłyszeć na projektach Taya czy Laroo. Ogromnym plusem jest natomist to że Traxx FDR wybiega w przyszłość zabierając przy tym ze sobą oryginalność i styl. Gdy miałbym jednym stwierdzeniem opisać muzykę na tym LP to do głowy przychodzi mi coś w stylu "futuristic mob shit". Bo oparte w dużej mierze o syntetyczne dźwięki podkłady w pełni oddają mobbsterski klimat i zachowują nienaganny charakter całej ekipy WCM. Czy to chodzi o te lżejsze imprezkowo-klubowe akcenty czy o typowe gangsterskie gówno - niemalże każdy track to banger. Co ważne płyta twardo trzyma się westcoastowego brzmienia a granica między syntetykami a przyjemniejszymi instrumentami jest odpowiednio postawiona. Dalej album zaskakuje już samym konceptem rodem z AWOL. Mamy nawet follow-up do starych czasów w postaci kawałka "Dosia" na którym rapują nie kto inny jak właśnie Killa Tay, Luni Coleone i KJ. Może i atmosfera na płycie nie jest aż tak bardzo hardcorowa jak na zasłużonych klasykach sprzed lat to nie można odmówić jej zadziorności i pazura. Tematyka płyty oczywiście nie odbiega od standardowej jaką zawsze serwuje ekipa WCM gdy połączy razem siły. Jedynie kawałek "The Pain" odstaje od całości, jest to bardzo życiowa solówka Killa Taya. Jakoś nie specjalnie pasuje mi ona na ten album. Jest dla niego za spokojna i mało reprezentatywna. Tekstowo nie mam nic do zarzucenia całości. Wszyscy zrobili to co do nich należy. Potknięć można doszukiwać się u nowicjuszy zaproszonych na album lecz ich udział jest tak niewielki że nawet się na to nie zwraca uwagi. To też jest kolejnym ogromnym plusem tego krążka - znikoma ilość gości z poza. Krążek zdominowany jest przez weteranów i nawet Missippi dostał trzy refreny!

Słuchając "Fuckin With The MOB.." po prostu czuć że wszyscy nadal tworzą jedną wielką rodzinę i ma się wrażenie jakby to była końcowka lat 90'. Właśnie dlatego ten album jest taki specyficzny i moim zdaniem bardzo ważny. Nie wiadomo czy kiedykolwiek takie wydarzenie się powtórzy. Dla fanów starych czasów i całego West Coast Mafia pozycja na pewno obowiązkowa. Natomiast jeśli ktoś dopiero zapoznaje się z wydawniczą historią Zachodniego Wybrzeża i nie do końca podchodzą mu ciężkie klasyki weteranów z AWOL, to bez obawy może sięgnąć po ten projekt. Starzy wyjadacze na nowym brzmieniu wypadaja równie kozacko.

Na koniec kilka słów odnośnie dostępności płyty. Jak to na Zachodnim Wybrzeżu bywa (i co jest bardzo denerwujące) małe wytwórnie wypuszczają równie mały nakład. Tym razem w przypadku Timeless Entertainment mamy tę samą sytuację. Plyta została rzucona do sklepów, szybko wukupiona i żeby ją gdziekolwiek dostać graniczy z cudem. Mimo wszystko zachęcam do kupna.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz